natomiast sama końcówka jest jeszcze lepsza, choć przez godzinę i 10 minut film z 6 najważniejszych nominacji do Oskara (1975 r.) raczej rozczarowywał. No i plus za to, że narkotyki nie przyćmiły całej reszty, nawet w końcówce filmu, bo już nudne by się robiło, żeby robić kolejny film o gwieździe, którą wykończyły dragi.
Celnie zostały też w filmie ośmieszone policja oraz sądownictwo. Co do całej tej chryi z procesowaniem się Lenny'ego, to słusznie całość obrazuje pytanie dziennikarza rozmawiającego po latach z jego żoną: "Czy nie wydaje ci się, że zarzuty, które stawiano Lenny'emu, dziś zostałyby uznane za trywialne?"...

Suma sumarum, film dobry, aczkolwiek wolę "Człowieka z księżyca" z Jimem Carreyem reżyserii Milosa Formana. Też jest to biografia sławnego komika z tamtych czasów.